Krystian



- A niech to szlag!!! - przekląłem
- Znowu się zacięła!

Zdenerwowany mówiłem do siebie, próbując otworzyć szafkę. No tak. Nie ma się co dziwić, skoro te szafki mają chyba z pół wieku.

- No dalej! Eeechh... Nnnoooo...! - wypowiedziałem z wyraźną ulgą. - Udało się.

Położyłem w niej torbę, powiesiłem kurtkę, ubrałem fartuch i zmieniłem obuwie.

Firmowe buty były tak brzydkie, że nawet nie dało się tego opisać. A do tego tak ciężkie, że odgłos,

jaki wydawały, był słyszalny w promieniu 50 metrów.

- Ja pierdolę, ale te trepy są głośne - powiedział jakiś niski głos z tyłu.

Zamknąłem szafkę (o dziwo z łatwością) i poszedłem na halę.

Fartuch, który na sobie miałem też pozostawiał wiele do życzenia. Co prawda był czysty, ale nieestetyczny i nieprzyjemny w dotyku.

Skręciłem w lewo i rozpocząłem długi marsz po schodach.

Ech... Znowu się zaczęło. Poniedziałek, 6 rano. Kolejny pieprzony dzień, w tej cholernie nudnej pracy.

No bo co może być ciekawego w cięciu płytek laminatowych (czymkolwiek ten laminat jest) z diodami. Nie ma w tym niczego odkrywczego, ani tym bardziej artystycznego. 

I jeszcze te wszystkie znudzone twarze. Zmarkotniałe. Zmęczone od nadmiaru pracy.

Sfrustrowane i obwiniające wszystkich za swoją sytuację życiową spojrzenia.

Zrogowaciały naskórek na obolałych dłoniach brudnych od czyszczenia lamp z sikilonu i skręcania

End-Cap-ów.

I pomyśleć, że ja też się taki stałem. Znudzony, sfrustrowany i obolały.

A zawsze sobie mówiłem, że nie będę narzekał.

Że będę brał się w garść za każdym razem, gdy coś mi nie wyjdzie. Że będę rozkwitał, prosperował, podbijał. Że będę...!

A niech to! Marzenia szlag trafił! Hhh... Byle do 14.

... 

- Cześć. Co ty tu robisz? - zawołała Marzena, zanim zdołałem się przywitać.
- Jak to? Pracuję tu - odpowiedziałem zdziwiony.

- Nie przenoszą cię? - zapytała.

No taaak. Przecież mieli mnie przenieść na inny dział. Nie mogłem wytrzymać w tej pracy, więc poszedłem złożyć wymówienie, ale zaproponowali mi przeniesienie na inne stanowisko. Zgodziłem się, mając nadzieję, że może będzie lepiej.

Ale zupełnie o tym zapomniałem.

- Yyy... Tak, alee... kazali mi tu czekać. - odparłem wymyśloną na poczekaniu odpowiedzią, która nie przekonała nawet mnie.

Ale wiecie. Marzena, pomimo, że ma dopiero dwadzieścia cztery lata, jest jak Twoja wścibska sąsiadka, która czeka aż tylko wyjdziesz za drzwi, żeby snuć nie mające nic wspólnego z rzeczywistością teorie o tym dokąd się wybierasz oraz co, gdzie i z kim robisz.

Spływ informacji z całej firmy. Wie wszystko.

Aż dziw bierze jak te wszystkie wiadomości mieszczą się w jej małej główce.

- Hmm... dziwne. Powinieneś być tam gdzie powinieneś być. A jednak tu stoisz, a praca czeka - odparła z grymasem podejrzliwości.

Bitch!

I wtedy, ni stąd, ni zowąd wyłonił się mój brygadzista, Piotr.

Ubrany w swój szmaragdowy fartuch, charakterystyczny dla profesji, którą wykonywał, kierował się centralnie w moją stronę. W ręku trzymał kupę papierów.

- Dobrze, że czekasz - powiedział. - Chodź ze mną, zaprowadzę cię na twoje nowe stanowisko.

Czyli jednak miałem czekać. Ja to zawsze mam szczęście.

... 

- Stanowisko, na które Cię prowadzę wymaga bardziej indywidualnej pracy, niż stanowisko...

Ach, ten Piotruś. Jego pupcia tak słodko się kołysze podczas wchodzenia po schodach. No może jest trochę za gruba, ale przynajmniej jest na co popatrzeć. 

W dotyku z pewnością jest jędrna, prężna i nabita.

- ...będziesz tam pomagał Januszowi w lakierowaniu płytek z...

Ale jego twarz jest strasznie pucata i zaokrąglona.

Pewnie jego żona karmi go codziennie jakimiś golonkami, żeberkami i kwaszoną kapustą ze skwarkami.

Przy mnie to by chodził na siłkę codziennie. Każdy mięsień, nie tylko bicepsy i tricepsy, ale także ramienno-promieniowe ręki, skośne zewnętrzne brzucha i grzebieniowe uda byłyby wyrzeźbione jak najprecyzyjniej.

A w łóżku byłby jak lew. Byłby królem i władcą wszystkich pasywów.

Ja i moje naganne myśli. Hihi.

- ...tacki z pociętymi pakietami i zanosił dziewczynom na regał. One będą sobie je brały...

Ale nie można zaprzeczyć, że dba o zarost.

Równiutko przystrzyżony, zgolony na policzkach, na dole zrównany ze skórą. Pozostawiony w centrum niewielki skrawek, jest tym co prezentuje się u niego najlepiej.

Kozią bródką.

Często sobie wyobrażam jak głaszczę go słodko po niej, jak skrupulatnie przyglądam się każdemu włosowi na jego...

- ...a to jest Krystian.

I wtedy oniemiałem.

...

- Skąd jesteś? - zapytał radosnym głosem.

Z daleka dało się poczuć nutę orzeźwiających perfum. Świeża morska bryza, soczysta limonka, orzeźwiająca mięta, słodki cynamon, aromatyczny rozmaryn, lekki bursztyn oraz łagodne muśnięcia majowego kwiatu wiśni.

- Skąd jestem? Nooo... z Klaubuszowej - wyjąkałem z trudem.
- Dość daleko masz do pracy - stwierdził. - Ja mieszkam w Izdebnej. Mała miejscowość sąsiadująca z Przysoszą. Długo tu pracujesz? - zapytał, rzucając w moją stronę słodkie spojrzenia szafirowych oczu.
- Yyyy... Noooo... Niee... Trzy tygodnie, chyba, jakoś tak - odpowiedziałem zesrany, upominając się w duchu.

Zawsze muszę się tak spinać przy przystojnych facetach? Jak tak będzie zawsze, to nigdy nie zarucham, a raczej mnie nie zaruchają. To znaczy, żaden przystojny facet mnie nie zarucha, bo pryszczatych tuzin, a brudnych kolejka już czeka.

- Dobrze się czujesz? - zapytał - Wyglądasz bardzo blado.
- Tak. Po prostu nie zjadłem śniadania.

- To niedobrze. Śniadanie jest podstawowym posiłkiem. Rano organizm potrzebuje największej ilości minerałów i witamin, aby funkcjonować poprawnie przez resztę dnia. - poinformował, niczym lekarz swojego pacjenta o konsekwencjach zaniechania zażywania leków i niestosowania się do zaleceń.

Właśnie, dlaczego on nie jest lekarzem, tylko jakimś tam brygadzistą na produkcji. W białym, lekarskim fartuchu świetnie, by się prezentował. Zwłaszcza jako urolog.

Nie dość, że uroczy, to jeszcze opiekuńczy.

- Teraz już wiem dlaczego wołają na mnie "Zombie" - zażartowałem.
- Haha... - roześmiał się z mojego jakże dennego dowcipu, odsłaniając swoje równe, perłowo-białe zęby.

Dochodziliśmy właśnie do mojego nowego miejsca pracy, gdy niespodziewanie zadryndał rozkosznie jego telefon.

- ...tak, mhm... Już idę - odpowiadał na pytania po drugiej stronie połączenia.
- Słuchaj, wzywają mnie, muszę iść. Tam stoi Janusz. Podejdź do niego, on ci wszystko wyjaśni. Na razie. Do potem.

Z każdym kolejnym słowem przyspieszał kroku.

Pomimo niskiej temperatury na hali oraz listopadowej śnieżycy, miał na sobie krótkie spodenki, dzięki czemu można było zobaczyć jego zgrabne, pokryte łagodną opalenizną i drobnym, czarnym owłosieniem łydki.

Truchtał coraz szybciej, po czym zniknął za regałem ze śrubami.

... 

- Cześć Janusz. Marek jestem, miło Cię poznać - przywitałem się radośnie.
- Siemano, kurwa. Widzę, że Cię tu kurwa wysłali - odparł zirytowany.
- Ano - odpowiedziałem zdezorientowany.

Czyżby kolejna nieszczęśliwa jednostka?

- No to masz kurwa chopie przejebane, kurwa. Będziesz tu kloł co minutę kurwa na to łustrojstwo pierdolone. Jebie się to co chwila kurrdwa...

Popełnić tyle błędów w ciągu 10 sekund. Ehhh...

6:27.

Witaj pracy.

... 

Przez drugie pół godziny, Janusz, przeklinając co drugie słowo, tłumaczył mi co mam robić. Zrozumiałem już po pięciu minutach, ale że on dopiero po pięciu tygodniach od czasu swojego zatrudnienia, doszedł do wniosku, że ja również zrozumiem to dopiero za pięć tygodni.

Gość niczego nie wiedział. Jakby utknął w czasie, między paleolitem, a mezolitem w erze kamienia łupanego.

- Dobra. To na razie rób to, ale kurwa pytaj jakoby cosik się działo, albo byś nie wiedzioł, bo kurwa nie ogarniesz tego. Ni chuja...

Kiedy się oddalił, zająłem się pracą. Testowałem jakieś płytki wkładając je do urządzenia, które w sumie nie wiem co w nich testowało.

Jednak to nie było najważniejsze. Przez cały czas rozmyślałem o Krystianie.

O tej jego twarzy w kształcie serca. O króciutkich, równo przystrzyżonych, kruczo-czarnych włosach. O szafirowych oczach, amarantowych ustach, białych zębach, małym, zadartym nosku, lekko uniesionym do góry. O nieco wypukłych policzkach, pokrytych ciepłą czerwienią.

Co za geny. Damn!

Jeżeli on tak wygląda, to jak musi wyglądać jego ojciec. Umięśniony potwór z ogromnym pistoletem między nogami, pełnym naboi. Coś jak 'Desert Eagle' długości 26 centymetrów.

A co jeżeli ma braci?

Wybałuszyłem w myślach oczy nie wiedząc, że zrobiłem to również w rzeczywistości. Mężczyzna czyszczący piec spojrzał na mnie z politowaniem. 

I te jego zgrabne, wyważone ruchy.

Oczywiście Krystiana, nie tego sprzątacza, o którym właśnie wspomniałem.

Pośladki, opadające i podnoszące się na zmianę. Z pewnością w kolorze dojrzałej brzoskwini. Nic tylko wgryźć się w ich soczysty miąższ. Zgrabne, lecz bardzo męskie nogi. Typowe dla samca gej-alfa. 

Oraz tułów, który choć skryty pod ubraniem, robi wrażenie.

Jak wygląda bez ubrań, nie trzeba sobie wyobrażać. Z pewnością nieco umięśniony, słodko owłosiony, nic tylko całować i głaskać.

Och, gdybym tylko...

I wtedy poczułem na ramieniu czyjąś dłoń.

- Nie idziesz na... Hy... Kurwa! - krzyknął głos.

Byłem tak zamyślony, że nawet nie zauważyłem, że ktoś się zbliża. Wystraszyłem się co nie miara

Odwróciłem się i zobaczyłem zakłopotanego moim zachowaniem Krystiana.

- Marku, ale się wzdrygnąłeś, nic ci nie jest? - zapytał wyraźnie zmartwiony.
- Nie - odparłem. - Po prostu się zamyśliłem.
- Nie chciałem Cię przestraszyć - powiedział z lekkim poczuciem winy. 
- Nic nie szkodzi.
- Nad czym tak myślałeś? - zapytał zaciekawiony.
- Nad pracą, którą wykonuję. W sensie, czy dobrze to robię - skłamałem.
- Tak, dobrze się spisujesz. Lecz teraz na to nie pora. Przyszedłem się zapytać, czy idziesz na przerwę. Wszyscy wyszli, a ty wciąż stoisz nad maszyną.

Kiedy skończył, rozglądnąłem się po hali. Rzeczywiście. Ani żywego ducha.

- Taak. Po prostu byłem tak zaabsorbowany pracą, że zupełnie nie zauważyłem, że zaczęła się przerwa - odpowiedziałem ciężko.
- No to chodź - rzucił - idziemy na śniadanie.

Wyłączyłem urządzenie do testowania czegoś tam i równym krokiem poszedłem wraz z Krystianem na stołówkę.

...

Stołówka była zatłoczona.

No skoro trzysta osób idzie na przerwę w tym samym czasie, to nie ma się co dziwić. Jednak udało nam się znaleźć wolny stolik na samym końcu sali. Zajęliśmy swoje miejsca.

- O cholera! - przekląłem zły.
- Co się stało? - zapytał Krystian.
- Zapomniałem zabrać jedzenia z domu. Zostało w lodówce. 
- Masz moją kanapkę - powiedział, po czym przesunął ją po stoliku w moim kierunku.

Nawet ten nic nie znaczący ruch wyglądał u niego powabnie.

- Nie trzeba dam radę - zakomunikowałem cicho.
- Nie dasz. Co ci mówiłem o śniadaniu? Pamiętasz?
- Tak pamiętam - wybąkałem.
- No to skoro pamiętasz, to smacznego - pożyczył, gestykulując rękoma.

Zawstydzony wziąłem kanapkę i zrobiłem pierwszy kęs.

- Czym się interesujesz? - zagabnął.
- Dlaczego pytasz?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie! - odrzekł stanowczo.
- Muzyką. A dokładniej śpiewem.
- Na prawdę? W jakim gatunku muzycznym śpiewasz? - spytał.
- Pop. To znaczy wykonuję szeroko pojmowaną muzykę rozrywkową, lecz pop jest moim głównym nurtem.
- Intrygujące. Masz jakieś kawałki, występy? Można Cię gdzieś posłuchać?

Dociekał coraz bardziej. Podobało mi się to. Był pierwszą osobą w tym "obozie pracy", która jest otwarta i rozmowna.

Interesuje się nie tylko tym, czy praca jest dobrze wykonana i czy wszyscy przestrzegają zasad i przerw co do sekundy, ale również chce poznać swoich pracowników i się z nimi zaprzyjaźnić.

- Piszę teksty, - odrzekłem - głównie w języku angielskim. Jeżeli chodzi o występy, to moim jedynym jak do tej pory był występ w Katowicach. Mianowicie, aplikowałem do szkoły muzycznej, ale niestety nie dostałem się do drugiego etapu.
- Przykro mi. Ale grunt to wierzyć w siebie i się nie poddawać - pokrzepił z uśmiechem.
- A ty czym się interesujesz?

Oddałem pytanie, lecz zauważyłem jakby się zaniepokoił. Zmarszczył czoło. Nawet to było u niego seksowne. Zastanawiał się chwilę nad opowiedzią i rzekł.

- Mam takie jedno zainteresowanie, ale nie chcę o nim tutaj rozmawiać - oznajmił.
- Dlaczego? - zapytałem wyraźnie zbity z tropu. - Wstydzisz się?
- Nie. Po prostu ludzie, którzy tu pracują, to straszni plotkarze. Informacje w tym budynku rozchodzą się z prędkością światła.
- Heh - skwitowałem - Coś o tym wiem.
- O Tobie też już plotkują? - zapytał znając odpowiedź.

Przytaknąłem.

Chwila ciszy.

- Jeżeli będziesz chciał pogadać - zacząłem - i odpowiedzieć mi o swoim zainteresowaniu, to przyjdź i powiedz. Poczekam.
- Nie musisz czekać. Pogadamy dzisiaj po pracy.
- Jak to?
- Tak to. Zapraszam cię do siebie do domu. Opowiem ci o swojej pasji. Ty opowiesz mi więcej o muzyce. Mam piwo i mrożoną pizzę. Możemy miło spędzić czas. Co ty na to?

Zdębiałem.

- Dobra - rzuciłem podniecony szybko, bez większego namysłu.
- Świetnie. Będziesz jechał swoim samochodem, czy ze mną, a wóz zostawisz na parkingu? - zapytał.
- Nie mam samochodu.
- To jak przyjechałeś do pracy?
- Pociągiem.
- To jeszcze lepiej - zareagował wyraźnie ucieszony.
- Co?
- Nic, nic.

Dziwne.

- Odwiozę cię potem do domu.
- Ale będziemy pić alkohol - zauważyłem.
- No tak. Racja. W takim razie, możesz u mnie przenocować - zaproponował.
- Nie chcę robić kłopotu.
- Żaden kłopot. Mam duży dom. Znajdzie się dla ciebie pokój - poinformował.

Chwilę się zastanawiałem. Ale w sumie nie wiem nad czym.

Najprzystojniejszy facet, jakiego w życiu widziałem zaprasza mnie do siebie do domu na noc. Zupełnie jakbym sobie to wyśnił. Nie zastanawiałem się już ani chwili dłużej.

- Zgoda, zgadzam się. Widzimy się o czternastej przed głównym wyjściem.
- O szesnastej.
- Co? Dlaczego?
- Muszę dziś zostać trochę dłużej w pracy. Ty w tym czasie również możesz pracować, a jak nie chcesz, to pochodzić po mieście, zjeść coś, lub posiedzieć w szatni i napisać jakiś tekst. Kto wie może akurat wena przyjdzie. W męskich szatniach przychodzi najczęściej.

W męskich szatniach przychodzi najczęściej. Co on, kuźwa, ma na myśli.

- No cóż. Na mnie czas. Ale ty sobie spokojnie dojedz kanapkę. Jest jeszcze trochę czasu. Trzymaj się i do szesnastej - powiedział, po czym odsunął krzesło, wstał i wyszedł.

A ja zostałem z niedojedzoną kanapką, powietrzem przesiąkniętym jego zapachem i głową bolącą od natłoku myśli.

...

Gdy skończyłem jeść kanapkę, wstałem, zasunąłem krzesło i odszedłem od stolika. Dochodząc do drzwi zauważyłem, że stołówka jest pusta. "A niech to szlag", przekląłem w myślach. Przerwa już pewnie dawno się skończyła.

Wyszedłem i zacząłem iść w stronę schodów.

"W męskich szatniach wena przychodzi najczęściej". Czy Krystian jest gejem? Czy to możliwe? Kurcze. Jakby pomyśleć, ... to facet jest rzeczywiście przystojny. Za przystojny jak na hetero. Dba o siebie. Perfumy, zegarek kwarcowy, piękne zęby, starannie zakasane rękawy.

Z drugiej jednak strony, jego sposób bycia na to nie wskazywał. Żadnej typowej dla nas gestykulacji. Jego styl wypowiedzi też za wiele nie wskazuje. No ale te aluzje w moją stronę. Hmmm... Nie wiem co myśleć.

Zamyślony wchodziłem na mój dział, gdy usłyszałem Janusza.

- Gdzie ty się kurna bele podziewasz? Już minęło 15 minut łod kojca przerwy, a ciebie nie ma. Ja tu łocipieje zaraz. Zjebało się to łustrojstwo. Weź to, kurwa płotrzymaj, bo ja tu zaraz się, kurwa, roz...

Wciąż z wielkim bałaganem w głowie wróciłem do pracy.

...

Przez kolejne trzy godziny Krystian nie mógł mi wyjść z głowy. Myśli przetaczały się przez mój mózg i rozwalały go w drobny mak niczym kula do kręgli przetaczająca się po torze nim zbije pionki.

Raz rozbierałem go, innym razem namiętnie patrzyłem mu w oczy, jeszcze innym rozmawiałem z nim o jego pasji.

No właśnie, pasja. Czym on się interesuje? Dlaczego to ukrywa? Co może być w tym takiego tajemniczego? Czego się boi? Co go trapi? Potok pytań przerwał Janusz swoim chropowatym głosem.

- Marek, kurwa, chodź mi pomusz, bo ja tu kurfa, zaroz sie rozdupce z nerfuf. To dziadostwo jest takie...

Bla, bla, bla... 

Nic dziwnego, że nikt nie chce pracować z tym człowiekiem. Co prawda wszyscy ludzie w tej firmie są wiecznymi zrzędami, ale on bije wszelkie rekordy.

- Już idę - wrzasnąłem tak głośno, że kobieta, znajdująca się ode mnie dwadzieścia metrów i lutująca elementy, spojrzała na mnie swoimi szarymi oczami, pod którymi nosiła kilkucentymetrowe wory, których przyczyną był stres oraz nadmiar pracy i kawy. Atmosfera w tym miejscu idealnie pasowała do zawieruchy za oknem.

- Co się dzieje, Panie? - zapytałem Janusza w myślach dodając "Jęczyduszo".
- No jebie się to chujstwo, kurrwa, weź to, Marek przytrzymaj, a jo spróbuję, to pociągnąć, żeby to wyszło.

Trzymałem w ręku w sumie nie wiem co. Ni to kabel, ni to przewód, ni to linka, ni to sznur.

- Ehhh... Nnoo... Dalej, pizdo... Kurwa jebana jego mać. Nie wyjmę tego. Poczekaj tu Maro. Idę po programistę, niech on się z tym bawi, bo kurwa, się nie da...

Uff. Nareszcie sobie poszedł. Chwila odpoczynku.

Spojrzałem na zegarek. 11:52. Zaraz przerwa obiadowa. Może znowu zobaczę mojego słodkiego Krystianka. Taa... Już go moim nazywam, a nawet jeszcze nic o nim nie wiem.

Zza regału wyłonił się Janusz, a za nim wysoki, chudy, łysiejący mężczyzna z twarzą, która była tak szara i chłodna, że wyglądał jakby umarł co najmniej 5 lat temu. Wywnioskowałem, że to programista.

- Cześć, nazywam się Łukasz Wiśniewski, jestem osobą odpowiedzialną za naprawę osprzętu kompaktowego, takiego jak frezarki, czy maszyny do lakierowania. Podobno nie działa głowica, wydalając więcej lakieru, przez co zwiększa się gramatura płytki?

Drapiąc się po głowie, i zastanawiając się nad znaczeniem połowy słów, które wypowiedział Łukasz, Janusz niespodziewanie rzucił.

- No kurwa, jebie sie to fszystko, kurwa, ja nie mogę.

Ofiara systemu.

- Zaraz zobaczymy co da się zrobić - mówiąc to, programista zanurkował w maszynie.

Staliśmy tak przez kilka minut, kiedy Janusz z promiennym uśmiechem oznajmił.

- Przerwa. Chodź Mario, kurwa, idemy coś wszamać, co tu będziemy stali jak, kurwa, nic nie wiemy.

"Mario?!" I jeszcze z nim obiad mam zjeść?!?!?!

...

Zeszliśmy do stołówki nim ludzie zaczęli się schodzić. 

Zajęliśmy drugi stolik od drzwi w drugim rzędzie. Janusz wyjął swoje jedzenie i zaczął je łapczywie i niechlujnie zżerać.

- Ty Maro nie jesz? - zapytał jednoznacznie zaciekawiony.
- Nie jestem głodny.
- Czemusz to, kurwa?
- Ta atmosfera tutaj mnie dobija - odpowiedziałem zniechęcony.
- No, zrozumiano Marko. Mnie też, kurwa, ta jebana robota wkurfia. No, ale ludzie też są przedupczeni. A najbardziej to ten Krystijan, Krystan? Ja... jakoś tak. Gadałeś z nim dzisiaj. Widziałem was. 

Patrzyłem na niego skonsternowany.

- Co masz na myśli? - zapytałem zbaraniały. - Przecież Krystian jest w porządku.
- No wiem, kurwa, że jest w porzo, wiem. Wszystko załatwi. Premie, nie premie, łurlopy, chorobowe, kurwa. No ale on jest taki, kurwa, ciepłe kluchy...

Wtedy zrozumiałem o co mu chodzi. 

- ... taka baba, cipa, cipcia. Zagadłem se ostatnio do niego o piwie, no że jakie lubi, to on powiedział, że nie pije. Człowieku, dasz wiarę? To znaczy pije, ale jakiesik kokosowe, kurwa, tropikalne, murzyńskie, kurwa...

Z zażenowaniem słuchałem tych oszczerstw.

- ...na ołtach się kurwa nie zna. A jeździ Oplem Insignia. A mówi, że kurwa się nie zna. Piłka też go jebie. Nie wiem co jest. W dodatku jeszcze to jego spedalone bycie.

Uniosłem brwi.

- To znaczy?
- Chłopie - zaczął - To ty nie wiesz? On, kurwa chodzi na ćwiczenia prawie codziennie. To biega, to rower, to podnosi. To znaczy wielu chodzi, ale łon, kurwa sie przeglonda w lustrze co chwila. Raz wchodze do kibla się wyjszczać, a on bez koszulki na bice się swe gapi. Jak mnie zobaczył to spierdalał jak struś pędziwiatr, kurwa... wystraszony jakby samego Szatana zobaczył. Nooo... I dobrze. Niech się boji mnje kurrwdwa. Co to za facet, żeby tak zpieprzać, kurwa?

Ciekawe. Po raz pierwszy to co mówił Janusz mnie zainteresowało.

- ... a wiesz co jest najlepsze. Ze on kurwa, ten, chodzi do takiej babki co upienksza laseczki i se brwi robi i syfy każe wciskać, kurwa. Wiem, bo Baśka, magazynierka z dołu gadała jak widziała go tam. Ona też tam była wtedy u niej.

Byłem wyraźnie zaskoczony. To znaczy nie tym, że mężczyzna chodzi do kosmetyczki, bo, no o Boże, mamy dwudziesty pierwszy wiek, tak?

No, ale tym, że on się tego nie wstydzi, pomimo tego, że wie z kim pracuje. No i to może potwierdzać moje podejrzenia, że woli chłopców.

- Niebywałe.
- Stary mówię ci. Wszyscy się z niego napierdalają. On jest...
- Wybacz, muszę iść - oznajmiłem, przerywając ten żałosny występ.
- Ale jak to? Gdzie? Przecież jeszcze przerfa jest! Tylko nie mów, że ci się kurwa robić zachciało?


Ale kiedy zadał ostatnie pytanie, ja już zdążyłem trzasnąć drzwiami.

...

Resztę przerwy spędziłem w szatni, analizując wszystko czego się dowiedziałem. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Zadzwonił dzwonek. Pora działać.

...

Podejdę do niego. I zapytam.

Dokładnie. Jest 13:53. Za chwilę kończę tę robotę. Podejdę i zapytam.

Dlaczego chce mnie zaprosić do siebie?

Dlaczego jest tak przesadnie miły względem mnie?

Dlaczego rzucał jakieś aluzje w moim kierunku?

No i czy jest gejem?

Rzucę te wszystkie pytania prosto z mostu. Bez owijania w bawełnę. Bez kręcenia i tworzenia niepotrzebnej atmosfery niepokoju.

- Za pięć druga, Maro. Choć kurwa - rzucił Janusz, machając ręką. - Na co tu bedziemy czekać, na śmierć kurwa?
- Ja nie idę. Muszę jeszcze pogadać z Krystianem.
- Spoko, foko. To do śiródy, Mareko.
- Jak to do środy? - zapytałem. - Nie będzie cię jutro w pracy?
- Co kurwa? W jakiej pracy, kurwa? - zaśmiał się. - Jutro jest wolne przecież.
- Co? Jak to?
- To ty nie wiesz kurwa? Jutro jest 11 listopada, Dzień Niepodległości, kurwa.

Zajebiście, odpocznę sobie.

Oraz zajebjście, znowu jestem nie w czasie.

- No tak, kompletnie zapomniałem - udałem.
- Nooo... Żebyś jutro nie zapomniał do kościoła iść, kurwa. Na którą idziesz?

Że co?

- Nie wiem, zobaczę o której wstanę, - odpowiedziałem, zastanawiając się dlaczego z nim o tym w ogóle rozmawiam.
- Spoko. To widzimy się jutro w kościele, może, kurwa. Nara - powiedział i odszedł.
- Nara - odpowiedziałem.

Widzimy się w kościele? To on też jest z Klaubuszowej? Nigdy go tam nie widziałem.

Nieważne.

Ale zaraz. Jeśli jutro jest święto, to dlatego Krystian chciał żebym do niego pojechał. Skoro będziemy (z pewnością) siedzieć do późna, to nie trzeba będzie się martwić jutro o pracę.

Tak to sobie zaplanował. Spryciarz.

Jednak wciąż nie wiedziałem wszystkiego na 100%. To tylko moje domysły. Ale stwierdziłem, że nie będę się pytać i poczekam na niego w stołówce.

Lecz niestety (choć raczej stety) nie udało mi się uniknąć rozmowy. Właśnie zacząłem iść w kierunku szatni, kiedy usłyszałem znajomy głos.

- Hej, Marku - zawołał ciepło. - Dokąd idziesz?
- Do szatni, przebrać się.
- Zrozumiałe, ale chciałeś ze mną porozmawiać.

Chciałeś że mną porozmawiać. Stwierdzenie. Nie pytanie. Żadnego "chyba" lub "podobno". Nawet mu o tym wcześniej nie mówiłem.

- Skąd wiesz? - zapytałem, robiąc facepalm w myślach.
- Szedłeś w moją stronę. Widziałem cię, ale ty mnie nie, gdyż zasłaniały ci mnie regały z materiałami. Potem rozmawiałeś z Januszem, zastanawiałeś się chwilę i zawróciłeś - wymienił po kolei wszystkie czynności.
- Obserwujesz mnie? - zadałem najgorsze możliwe pytanie.
- OK, rozumiem, nie było tematu, na razie, cześć - rzucił oschle.
- Poczekaj! - rzuciłem żałośnie. - Co teraz będziesz robić?
- Mówiłem ci, że zostaję dziś dłużej w pracy. Poza tym, nie sądzę, aby to było pytanie, które chciałeś zadać.
- Wiem, ale chcę pogadać w jakiejś luźniejszej atmosferze.
- To idź się przebierz i przyjdź na dolną halę do magazynu. Pomożesz mi z robotą. Będę pakował różne materiały. Trochę tego jest, a przyda mi się pomocna dłoń.
- Ale przecież nie można wchodzić na halę w swoich ubraniach.
- Teraz tu prawie nikogo nie ma. Znaczna część osób wzięła wolne lub poszła na pierwszą zmianę ze względu na jutrzejsze święto. Także nie krępuj się. Czekam na ciebie na hali - powiedział i odszedł.

Pobiegłem czym prędzej do szatni, przebrałem się i pomaszerowałem do magazynu.

...

Magazyn był dość czysty w porównaniu do reszty pomieszczeń w całym budynku. Jedyną niedoskonałością były sterty różnych przedmiotów. Gumki, gwoździe, plastikowe nakrętki. Ale właśnie to było naszym zadaniem, spakowanie ich i uprzątnięcie śmieci. Nie było tam nikogo, oprócz nas.

- Ładnie wyglądasz - pewnie skomplementował Krystian.

Dla niektórych mogłoby się to wydać dziwne, bo w końcu jest facetem i właśnie pochwalił faceta. No ale to tylko potwierdza, że jest cieplutki. A właściwie gorący jak morski piasek w upalny dzień.

- Dzięki - odpowiedziałem.
- Nie dziękuj, jesteś pierwszym facetem, który ma tutaj gust i styl. Oczywiście pierwszym po mnie.

Miałem dziś na sobie chinosy w kolorze wielbłądziego brązu, czarne trampki bez sznurowadeł typu slip on oraz kobaltową koszulę.

- Cóż za skromność.
- Nie przeczę. Zakasaj sobie rękawy, abyś się nie pobrudził.

Jak powiedział, tak zrobiłem. Teraz, kiedy nie miał już na sobie swojego zielonego fartucha, mogłem zobaczyć jego błękitny T-shirt, który idealnie pasował do kremowych spodenek i białych półbutów. Wyglądał jakby ubrał się na spacer w letni wieczór.

Wziąłem puste pudło w swoje ręce i zacząłem je zapełniać śrubami.

- Miałeś rację - zacząłem jak zwykle owijać w bawełnę - Ludzie tutaj są okropni.
- Twoje stwierdzenie z pewnością jest podparte jakimś przykrym zdarzeniem. Z kim rozmawiałeś - zapytał?
- Z Januszem.
- To najgorszy typ tutaj. Wszystkich obgaduje. Z pewnością coś o mnie mówił.
- Stwierdził, że nie jesteś facetem - poinformowałem, oszczędzając szczegółów.
- Nie zaskakuje mnie to.
- Mówił też, że często chodzisz na siłownię.
- A to zbrodnia?
- Nie, lecz on uważa inaczej.

Zadrwił i ironicznie pokręcił głową.

- Tu wszyscy uważają inaczej. Wszyscy są czepialscy i wredni, wszyscy są...

Urwał w pół zdania.

- Echhh... Nie rozmawiajmy o tym.

Wziął głęboki oddech.

- Uwielbiam sport. To mój sposób na odstresowanie się. Poza tym, rzeźbią się mięśnie. Nie mam na to parcia, po prostu wyładowuję energię, a mięśnie się ćwiczą.
- Dobre podejście - skwitowałem.
- Tobie też by się przydał trening. Jesteś za chudy. Nie żebym cię krytykował, ale facet musi mieć fajną budowę. To nie tylko siła fizyczna, która pomaga ci przenieść meble, ale przede wszystkim psychiczna. Daje ci pewność siebie i determinację. Poza tym są jeszcze względy wizualne. Każdy woli się przytulić do fajnie wyrzeźbionego ciałka, aniżeli do góry tłuszczu. Wielu ci powie "Nie, nie, to nie prawda, wygląd się nie liczy, liczy się wnętrze", lecz żeby poznać człowieka od wewnąttrz musi nam się spodobać na zewnątrz, nie mam racji?

Puścił oczko.

- Masz całkowitą rację - odpowiedziałem lekko onieśmielony.
- Czy o tym chciałeś ze mną porozmawiać - niespodziewanie zapytał.
- Tak - odparłem, kłamiąc.

Nie uwierzył. Wrócił więc do poprzedniego tematu i złożył kolejną propozycję.

- Jeśli chcesz, możemy razem odbyć u mnie w domu twój pierwszy trening. Co prawda nie mam siłowni, ale mam rowerek i worek treningowy. Poboksujemy. Co ty na to?
- Pewnie. Już dawno chciałem zacząć, ale jakoś nie mogłem się przełamać.
- Dokończmy więc czym prędzej robotę i chodźmy.

Około godziny później wszystko było już uporządkowane. Zeszliśmy na dół się ubrać, i udaliśmy się do wyjścia.

...

Po zachodzie słońca temperatura zaczęła wyraźnie spadać, a poziom śniegu wynosił co najmniej dwadzieścia centymetrów. Pomyśleć, że jeszcze wczoraj było piętnaście kresek powyżej zera.

Rano, o 5:37, kiedy wysiadłem z pociągu, było około dziesięciu stopni. Jednak już wtedy poczułem, że coś się zmienia. Niespełna pół godziny później zaczął padać śnieg.

Ech, nie ma to jak ubrać się niestosownie do pogody.

Jakoś zdołaliśmy się przedrzeć przez te góry śniegu i przedostać do samochodu.

Krystian przekręcił kluczyk, włączył wsteczny i ruszył.

...

Ruch na drodze był niewielki. O tej porze dnia ludzie już zwykle są w domu i jedzą obiad po skończonej pracy.

- Opowiedz mi o swojej pasji - zacząłem. - Dlaczego robisz z niej taką tajemnicę.

Postukał palcami o kierownicę, przełknął ślinę i rzucił szybkie spojrzenie w moją stronę. Zestresował się.

- Powiedziałem ci już podczas śniadania, że opowiem o tym w domu - odpowiedział chwiejącym się głosem, w którym można było wyczuć lekką nutę irytacji.
- Och, nie bądź taki skryty. Krystian, mający swoje żelazne zasady, nieprzejmujący się opiniami innych oraz kreatywny i pomysłowy nie chce mi opowiedzieć o swojej pasji, bo się wstydzi? - zademonstrowałem, artykułując każdą głoskę i wymachując rękoma.

Chwila milczenia, westchnienie.

- No dobrze, powiem ci, ale obiecaj, że nie będziesz się śmiać.
- Proszę cię, znasz mnie przecież.
- Tylko jeden dzień.
- Ale widzisz, że jestem inny niż reszta tego zaściankowego towarzystwa. Mów.

Wziął głęboki oddech i zaczął mówić.

- Moda. A właściwie projektowanie ubrań - powiedział wypuszczając z siebie ciśnienie.
- Heh - parsknąłem lekkim śmiechem.
- Miałeś się, kurwa, nie śmiać - wykrzyknął prosto w moją twarz.
- Nie śmieję się z twojego zainteresowania - zakomunikowałem - lecz z tego, że to ukrywasz. Przecież projektowanie ubrań jest ekstra. Sprzedajesz już coś?
- Tak. Zaprojektowałem już jedną kolekcję ubrań dla pewnej znanej marki - poinformował.
- Na projektowaniu ubrań, można nieźle zarobić, tak jak i na muzyce. Oczywiście jeśli jest się w tym dobrym. A myślę, że jesteś. Jaki to rodzaj ubrań?
- Ubrania z fotonadrukiem. Jedzenie, przyroda, architektura. Takie ubrania stają się teraz coraz bardziej popularne.
- Wiem mam kilka.
- Serio? - zapytał zdziwiony.
- Naturalnie. Nie przyszedłem w nich nigdy do pracy. Szkoda się w nich tam pokazywać, bo jeszcze ktoś skrytykuje.
- Masz rację - przyznał. - Wiesz, nie mówię o tym głośno, bo wiem jak ludzie reagują. Nie obchodzi mnie to, lecz wolę sobie oszczędzić wysłuchiwania głupot na mój temat - poinformował. - Ludzie uważają, że to nie męskie. Ty z muzyką masz pewnie podobnie? - spytał.
- Tak - odparłem. - Ludzie potrafią być potworami.
- Nie psujmy już sobie wieczoru - oznajmił. - Za chwilę będziemy na miejscu i rozpoczniemy trening. I pamiętaj, żadnych forów. Dam ci taki wycisk, że jutro z łóżka nie wstaniesz - zadeklarował, uśmiechając się.
- Mam nadzieję - odparłem.

Wjechaliśmy do Izdebnej. Kilka minut później byliśmy już na miejscu.

...

Po wyjściu z samochodu moim oczom ukazał się sporej wielkości dom.

Otoczony był drewnianym płotem, a z tyłu znajdował się ogród.

- Wchodź, nie krępuj się - powiedział Krystian, zapraszając mnie do swojej posiadłości.

Otworzyłem bramę i zacząłem iść po chodniku z kostki brukowanej. Po dotarciu to drzwi okazało się, że zamiast klamki na drzwiach znajduje się gałka. Nigdy nie umiałem ich przekręcać. Również i tym razem mi się nie udało.

- Poczekaj, zapomniałem, że są zamknięte - rzucił i podał kluczyk. - A teraz?

Przez chwilę nie mogłem trafić kluczem do zamka, gdyż było cholernie ciemno.

Poza tym, to nie ja tu wkładam.

Przekręciłem gałką po raz kolejny i usłyszałem znajomy dźwięk. Drzwi się otwarły. A jednak umiem obsługiwać gałki.

Od razu poczułem przyjemne ciepło oraz pacyficzną nutę drzewa sandałowego. Wejście prowadziło prosto do salonu. Wnętrze było bardzo sympatyczne. Nie przypominało tych nudnych, nowoczesnych domów jakie teraz dominowały na każdym kroku. Było w nim czuć domowy, rodzinny klimat.

Jednak jak się później okazało, dom był praktycznie pusty.

- Mieszkasz tu sam? - zapytałem.
- Tak. Odziedziczyłem ten dom po moich zmarłych rodzicach. Zginęli w lutym tego roku.

Milczałem.

- Byli na rejsie na Morzu Kaspijskim. Wycieczkowiec nagle zaczął tonąć. Większość pasażerów udało się uratować, ale niestety moi rodzice...

Urwał. Jego oczy zaszkliły się.

- Chcesz o tym porozmawiać?

Oddychał szybko. Słyszałem wyraźnie bicie jego serca. Nie odzywał się jeszcze przez chwilę.

- Nie ma o czym. Rozbierz się. Zdejmij buty, bo będziemy ćwiczyć. Zaraz dam ci strój. Chcesz się czegoś napić? Herbaty może. Na rozgrzanie.
- Tak poproszę.
- Idź do kuchni i się obsłuż. Wszystko znajdziesz. Ja tym czasem idę się przebrać i przygotować dla ciebie strój.

Kiedy zniknął za drzwiami, ja poszedłem do kuchni. W półce znalazłem opakowanie herbaty owocowej. Wziąłem jedną torebkę, włożyłem do kubka i zalałem gorącą wodą.

Brałem pierwszy łyk, gdy właśnie wrócił Krystian przebrany w sportowe ubranie.

- Gotowy? Masz, to Twój strój. Przebierz się i potem zejdź do piwnicy. Tam jest moja mała siłownia. Będę czekać.

Kiedy poszedł na dół, ja wszedłem do pokoju i czym prędzej się przebrałem.

Zszedłem na dół i wkroczyłem do jego małej, acz dobrze wyposażonej siłowni. Oprócz worka i rowerka znajdowały się tam piłka gimnastyczna, materac, drabinka, guma, kilka piłek i para hantli.

- Witam cię w mojej skromnej siłowni - zakomunikował uroczyście. - To co. Zaczynamy?
- Tak jest panie trenerze.
- Zróbmy więc czterdzieści pajacyków na rozgrzanie.

Zaczęliśmy ćwiczyć. Podczas całego ćwiczenia przyglądałem się Krystianowi, a raczej jego boczkom, które były widoczne kiedy jego koszulka się podnosiła. Gołym okiem było widać, że są wyćwiczone.

- Teraz przysiady, a potem jeszcze kilka innych ćwiczeń i zabieramy się do boksowania.

Podczas robienia przysiadów stanąłem nieco za nim, żeby móc widzieć jego przepiękne pośladki wypinające się przy każdym powtórzeniu. Były proporcjonalne do reszty jego ciała. Nie za duże, nie za małe. W sam raz, aby się wgryźć.

Kończąc to ćwiczenie już nie miałem sił. 

- Mam dość - wypowiedziałem dysząc.
- Żartujesz?! To dopiero początek - poinformował.

Zrobiliśmy resztę ćwiczeń na rozgrzewkę i zabraliśmy się za prawdziwy trening.

- Słuchaj - zaczął. - Pierwszą rzeczą, którą musisz zrobić, to rozluźnić się i czuć się swobodnie. Bez tego nie będziesz trafiał prawidłowo w worek, a twoja postawa będzie niewłaściwa. Którą stronę ciała masz silniejszą?
- Lewą.
- W takim razie stań prawym bokiem do worka - zademonstrował, przytrzymując mnie mocno za tułów. - Teraz wysuń prawą nogę do przodu... Ooo..., właśnie tak. Lewą przesuń nieznacznie do tyłu. OK. Teraz lewą ręką zakryj lewy policzek, a prawą trzymaj z przodu na wysokości głowy. Zaczynaj.

Początkowo nie bardzo wiedziałem jak zacząć. Zastanawiałem się kilka sekund po czym zebrałem w sobie wszystkie siły i z impetem uderzyłem w worek prawą ręką. Potem jeszcze raz prawą. Następnie lewą. Potem znowu prawą. I znowu lewą. I jeszcze raz lewą. I kolejny raz lewą. Waliłem coraz mocniej i szybciej. Z każdą sekundą mój oddech przyspieszał, serce zaczynało bić coraz mocniej, a małe kropelki potu pojawiły się na czole.

Czułem w sobie adrenalinę, złość, jakiej nigdy dotąd nie doświadczyłem. Złość, kumulującą się we mnie latami. Złość wylewającą się coraz mocniej z każdym kolejnym ciosem.

- Dobrze, dobrze!  - wiwatował Krystian - Tak jest! Dalej!

Czułem się jak Bóg. W tamtym momencie nikt i nic nie mogło mnie powstrzymać. 

- Jedziesz, jedziesz! Nie poddawaj się! Tak dalej! - krzyczał. 

Byłem Bogiem, ale czułem jakby wstąpił we mnie jakiś demon.

Po kilku minutach Krystian zaczął się niepokoić.

- Dobra! Dobra! - zaczął uspokajać. - Ej, ej! Uspokój się!

Ale ja go nie słyszałem. Byłem tak zaabsorbowany. Tak w swoim świecie.

- Marek, Marek!!!  - Wrzeszczał zdenerwowany. - Przestań, kurwa. Błagam!

Poczułem jego ramię próbujące mnie uspokoić. Ale go odepchnąłem.

- Marek, na litość boską! Co się z tobą dzieje?

Byłem czerwony jak letnie, zachodzące słońce. Pot lał się ze mnie wodospadami. Mój T-shirt był przyklejony do mojego ciała. Czułem wszystkie mięśnie.

I nagle przyszedł moment, kiedy poczułem, że zaczynam tracić siły. Świat zaczął wirować. Nogi zaczęły mi mięknąć. Ciosy były coraz słabsze i coraz mniej precyzyjnie. Odniosłem wrażenie jakbym się zapadał. 

I w pewnym momencie poczułem jakieś ciepło na swych plecach.

...

- Marek! Marek! - usłyszałem znajomy głos. - Obudź się, proszę.

Czułem jak klepie mnie po policzku.

Zacząłem otwierać oczy. Nadal kręciło mi się w głowie. Nie miałem siły się podnieść. Leżałem na materacu.

- Wody... - wydukałem.
- Już ci przyniosę. Poczekaj.

Wyszedł i wrócił po minucie ze szklanką zimnej wody.

Wziąłem łyk i poczułem jak ochładza moje spieczone gardło.

- Od razu lepiej. Co się stało?
- Zasłabłeś - wyjaśnił. - Nigdy nie widziałem kogoś tak diabolicznie uderzającego. Wyglądało to, jakbyś z kimś walczył. Nie mogłem uwierzyć, że to ty.

Spróbowałem się podnieś, ale Krystian położył mi rękę na piersi. 

- Ani mi się waż - rzekł ostro. - Jesteś wycieńczony.
- Nic mi nie jest.
- Leż, powiedziałem. Zdejmę ci ubrania. Jesteś cały mokry.

Podniosłem nieznacznie tułów i Krystian zdjął moją przepoconą koszulkę. Następnie zrzuciłem spodenki.

Leżałem bezwładnie i patrzyłem prosto w jego oczy. Widziałem, że jest zahipnotyzowany. Nie wykonywał żadnych gestów, żadnej mimiki. Po prostu patrzył.

- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał nadzwyczaj słodkim głosem.
- Tak - odparłem. - Ale nigdy nie czułem się tak pewny siebie, jak w tamtym momencie - dodałem. -  Nic nie mogło stanąć mi na przeszkodzie.
- Sądzę, że to negatywne emocje, które zbierałeś w sobie przez lata. Musiały kiedyś z ciebie wyjść.
- Też tak myślę.

Spróbowałem się podnieść po raz kolejny, lecz i tym razem Krystian położył mi rękę na klacie.

Ale teraz jej nie zabrał. Wciąż tam była. Trzymał ją tam kiedy nagle... 

... zaczął mnie głaskać i bawić się moimi włosami. Zapłatał je sobie wokół palców.

Robił to bardzo pieszczotliwie. 

Nasze spojrzenia spotkały się. 

Oboje wiedzieliśmy co się zaraz stanie.

...

Jego usta, choć małe, idealnie obejmowały moje. Były w przyjemnej pułapce uścisku. Chwilami ich nie czułem. Zasmakowałem herbaty owocowej, którą wcześniej wypił. Całowaliśmy się powoli, aczkolwiek bardzo namiętnie. Nasze języki tworzyły spirale i ósemki. Zataczały koła to w jedną, to w drugą stronę.

Jego króciutki, szorstki zarost przyjemnie drapał mnie po twarzy. Czułem każdy włosek. Każdy pozostawiał ekscytujące mrowienie.

Dłonią sięgnąłem mu pod koszulkę. Podniósł ręce do góry, a ja zdjąłem ją jednym ruchem.

Teraz nareszcie mogłem podziwiać widok, którego wyczekiwałem cały dzień.

Klata, pokryta lśniącym, pięknym owłosieniem i lekkim potem, wyglądała jak rankiem zroszony trawnik.

Dotknąłem jej. Moje palce drżały i przekazywały impuls reszcie ciała.

Wtedy znienacka Krystian sięgnął do moich bokserek i złapał mnie chwacko za krocze.

Drgnąłem.

Zaczął całą swoją siłą ściskać mojego już stojącego drąga. Miętosił go mocno. Drugą rękę włożył sobie w spodnie. Patrzył mi w oczy, uśmiechając się ochoczo.

Podniosłem się i ściągnąłem jego spodnie wraz z bielizną.

Moim oczom ukazał się cudownie wyrzeźbiony fallus. Każda część była dopracowana tak misternie, tak kunsztownie, że wyglądał nadnaturalnie. Jakby był z innego wymiaru.

Rozmiarowo był idealny. Nie był mały, co to, to nie. Ale był taki, jaki każdy homo chciałby mieć. Z moim nie mógł nawet startować w zawodach.

- Jest wspaniały - wybełkotałem.
- Nie gadaj, tylko bierz.

Nie dumałem ani chwili dłużej. Pocałowałem go i wziąłem się do roboty.

Otworzyłem usta i wziąłem go całego. Od razu. Bez analizowania za i przeciw.

I o dziwo nie dławiłem się.

Krystian też to spostrzegł i w mgnieniu oka przycisnął mój ryj do swojego drąga.

- Ooo... - jęknął.

Zacząłem ssać i wykonywać ruchy posuwisto-zwrotne.

A on zaczął mnie delikatnie posuwać.

Czułem, że jest mu dobrze. Choć teraz widziałem tylko jego tors, wiedziałem, że przewraca oczami z zachwytu.

Wkładał coraz mocniej i pewniej. Głaskał mnie po głowie. 

Ja zacząłem pieścić jego sutki. Były adekwatne do reszty ciała, sterczące i twarde. Drapałem, ściskałem, gilgotałem, tłamsiłem.

Czułem słony posmak jego preejakulatu. Ślina spływała na moją klatę wartkim strumieniem.

Kutas nabrzmiały od moich zdolności zaczął drżeć. A minęły dopiero dwie minuty.

Czułem, że zaraz tryśnie. Że słodki, kokosowy krem wypełni moją paszczę i zaleje przełyk aż do żołądka.

Aż tu nagle, gdy miał zatapiać moje zęby, wyjął ptaka.

- Jak ty to robisz? - zapytał zziajany.
- Nie gadaj, tylko wkładaj - zrymowałem mimowolnie, odwróciłem się i wypiąłem pupcię.

Podszedł do niej czym prędzej, i jednym mocnym ruchem zerwał moje bokserki.

Przybliżył twarz do mojej dziury i zaczął ją żywiołowo lizać.

Jego ciepły oddech łaskotał delikatnie mój anus, bródka haratała moje pośladki, a język niczym wiertło wwiercał się w kolejne partie mojego odbytu.

Jeździł nim niczym kierowca rajdowy po torze. To w jedną stronę, to w drugą. To wjechał w ostry zakręt, to zwolnił.

Myślałem, że zejdę.

Sekundy zamieniały się w błogie minuty, a minuty w godziny.

Nagle przestał.

- Wypnij się bardziej - rzucił niczym aktyw alfa i zaczął masować mój wylot swoim żołędziem.

Sunął i ślizgał się po mojej dupie niczym łyżwiarz po lodowisku.

I po chwili poczułem jak krok po kroku, milimetr po milimetrze moje jelito się rozszerza.

Poczułem w sobie ogromne ciepło, które rozgrzewało po kolei każdy centymetr sześcienny mojego ciała.

Przyjemną elektryczność przekazywaną wraz z impulsem nerwowym.

W końcu jego twardość się zatrzymała. Gdzieś na wysokości pępka. 

Wysunął go powoli i znowu wsunął. Po raz kolejny poczułem rozbrajającą rozkosz. 

I znowu wysunął. I potem wsunął. I potem jeszcze raz. I jeszcze. 

Zaczął mnie brać. Kucał, trzymał mnie za ramiona i ruchał w dupsko.

Po same jaja, lecz bezboleśnie. Zwierzęco, lecz tkliwie. 

Dyszeliśmy. Czułem, że jego dłonie zwilgotniały. W powietrzu unosił się delikatny zapach potu.

Przyspieszył.

Dewastował otrzewnę mojej odbytnicy. Jego mokry tors odbijał się od mojego tyłka jak piłka od boiska.

Zacisnął dłonie na moich barkach. Brał mnie coraz mocniej. 

Po kilku chwilach po prostu mnie grzmocił. 

Ja jęczałem, on stękał.

Prasnął mnie w lewy pośladek. Dźwięk odbił się echem. 

- Obróć się - rzucił nieoczekiwanie. - Na plecy.

Uniósł moje nogi i oparł na ramionach. Wtedy zobaczyłem jego zgrabnie prezentujące się bicepsy.

Nawet nie poczułem kiedy włożył kutasa. Mój odbyt był tak rozluźniony, że można byłoby do niego włożyć nogę.

Walił prosto w prostatę. 

Oparł ręce na moich piersiach i kiedy mnie drążył, waliłem konia.

Czułem, że nasz orgazm jest rychły. Wspólna ekstaza była kwestią kilku pchnięć.

Trzepałem coraz szybciej, a on jebał mnie coraz mocniej. Sapaliśmy, krzyczeliśmy. Jego oddech łączył się z moim. Krople potu z jego czoła skapywały na moje ciało.

Nasze spojrzenia się przenikały.

I kiedy przekroczyliśmy punkt krytyczny, kiedy nie było już możliwości odwrotu, moja dupa wypełniła się aż po same brzegi ciepłą, lepką cieczą, która beztrosko wypływała na zewnątrz, a mój tors zalało istne tsunami gęstego, kremowego mleka, pustosząc tereny i zatapiając włosy.

Oddychaliśmy intensywnie czując się niebiańsko.

Po prostu jak faceci, którzy zajebiście się zerżnęli.

Krystian spojrzał mi w oczy, po czym padł i wtulił się mocno w me ramiona.

...

- Nie mam siły - jęknął Krystian, wtulając się mocniej swoim atletycznym ciałem w moje.
- Nie dziwię ci się - odrzekłem, głaszcząc go po szyi.

Leżeliśmy nadzy na materacu, wzajemnie podziwiając nasze swobodnie rozłożone ciała. 

Przy tym wszystkim zapomnieliśmy zdjąć obuwia. Pieprzyliśmy się w nim. Jak w pornolu.

Oddawaliśmy sobie nawzajem pocałunki, muskaliśmy swoje ciała, pocieraliśmy się noskami.

Tak spędziliśmy resztę dnia. Nie rozmawialiśmy za wiele.

...

Około godziny dwudziestej pierwszej poszliśmy do sypialni i wtulony w jego ciało zasnąłem, nie spodziewając się tego co czeka mnie w najbliższej przyszłości.
Czułem się bezpiecznie, a moja dusza była wypełniona prawdziwą radością.

To był początek nowej ery.

Autor El Toro. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie, przedruk i publikacja w jakiejkolwiek 
formie (również elektronicznej) do celów komercyjnych i prywatnych, bez zgody autora bloga, zabronione.

Komentarze

  1. Opowiadanie ciekawe, trzymające w napięciu, ale zbyt długo budowane... długi wątek wstępu, opisu a zbyt krótki opis tego co po zbliżeniu.
    Za dużo porównań seksualnych do sportu i chyba nie koniecznie pasują do siebie. Przez całe opowiadanie Marek wydaje się grzecznym chłopakiem i naratorem, do momentu opisu zbliżenia gdzie za dużo wulgaryzmów.
    Moje skromne zdanie... może się nie znam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo miłe opowiadanie dobrze się czyta. Ale mało wątku sexualnego. 😈😈😈

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz