Ostatni Trening



Pozycja leżąca stabilna, łopatki ściągnięte, klatka piersiowa wypięta do góry, obręcz barokowa lekko opadająca i teraz ruchem ekscentrycznym rozciągam klatkę piersiową...

Usłyszałem zza pleców mój ulubiony chrapliwy głos. Obróciłem się i zobaczyłem go, już po raz kolejny w tym miesiącu.

- ...Nie schodzę ekstremalnie nisko, czuję, że klatka piersiowa już jest mocno rozciągnięta i z tej pozycji zaczynam podnosić hantle, tak jakbym chciał stłamsić bicepsami klatkę piersiową...

Miałem wrażenie, że przy spięciu jego niebieska koszulka rozerwie się na klacie i wszystkim pakerom ukażą się jego nabrzmiałe, napompowane i pokryte grubym owłosieniem mięśnie.

- ...Rozciągam, zduszam ku sobie, wypuszczam powietrze - powtórzył to zdanie jeszcze kilka razy i pozwolił sympatycznemu młodzieńcowi zająć jego miejsce.

Pierwszy raz go widzę, pewnie nowicjusz, pomyślałem. Co tydzień dochodził mu ktoś nowy. Miał świetne powodzenie w tej branży i mimo dość krótkiego stażu zjednał sobie wielu ludzi, a jego klienci darzyli go zaufaniem i cenili jego ogromną wiedzę oraz staranność. Niemal każdy, kto zaczynał z nim treningi zostawał na długie lata. Szybko stał się również zastępcą oraz najlepszym kumplem właściciela tej wielkiej siłowni.

Jednak z tychże powodów miał też wielu wrogów. A w szczególności nie znosili go inni trenerzy, którzy nie mogli się pogodzić z tym, że był ekspertem w tej dziedzinie.

Lecz podobno największy ból dupy sprawiał im jego fiut. Tak, podobno ruchał tych pseudo-heteryków po godzinach. Jedni mówili, że robił to po to, aby utrzymać swój status. Inni z kolei twierdzili, że reszta trenerów sama daje im się szmacić, bo z racji tego, że jest kumplem szefa boją się utraty pracy. Choć jednak wielu o tym wspominało, to nikt niczego nie widział i nie brał tego na poważnie. Plotkę puściła sprzątaczka, która myjąc w nocy podłogę widziała jak mój trener po pierwszej w nocy wychodził z szatni, a gdy do niej zajrzała zobaczyła przestraszonego trenera Marcina, przystojnego bruneta. Kiedy chciała do niego podejść, uciekł.

- ... i jeszcze jedno powtórzenie, i jeszcze jedno... - motywował cierpliwie chłopaka, który ledwo dźwigał czterokilogramowe hantle.

Nagle podniósł głowę i wbił we mnie wzrok. Jakby wiedział, że na niego patrzę, choć byłem dobre kilkanaście metrów od niego. Po raz kolejny odczuwałem błogą przyjemność patrząc się na tego typka.

Prawie dwumetrowy kolos pokryty grubą elewacją opalonych mięśni, przyćmiewających blaskiem całą resztę bywalców pakerni. Włosy wymodelowane gumą i sterczące na pięciokątnej głowie niczym łany lipcowej pszenicy. Złote kłosy brody, szorstkie i suche jak spalona od słońca trawa. Tsunami lazurowych oczu zatapiające tony bezbronnych męskich dusz.

Jego sposób bycia w żaden sposób nie sugerował, że może być gejem. Jednak w jego spojrzeniu było coś, co dawało mi pewność, że pod tą skorupą kryje się jakaś tajemnica.

Podszedłem do nich.

- Na dziś to wszystko. Jak się czujesz?

- Nie spodziewałem się, że będzie tak ciężko, - wybełkotał ociężały i zlany potem chłopak. - ale jestem z siebie zadowolony.

- Widzisz, początki zawsze są najgorsze, ale najważniejsze, żeby Tobie to sprawiało frajdę.

- Chcę też pokazać tym wszystkim frajerom, którzy się ze mnie śmiali, gdzie będzie ich miejsce, kiedy urosnę - ostro zakomunikował młodzieniec.

- Odstaw wybujałe ego na bok. Ważne jest to, abyś skupił się na rozwoju. Masz bardzo dobrą technikę, szybko łapiesz nowe rzeczy. Myślę, że będzie nam się dobrze współpracować - zerknął na mnie. - Na dziś to wszystko. Leć pod prysznic i do następnego treningu - podali sobie ręce i Damian, głaszcząc się po swoim blond-złotym zaroście, patrzył jak chłopak odchodzi.

- "Odstaw wybujałe ego na bok" - zaśmiałem się. - Od kiedy zacząłeś świadczyć porady samodoskanalające?

- Od kiedy mi powiedziałeś, że powinnienem być milszym człowiekiem, Krzysztofie.

- Nie powiedziałem, że jesteś niemiły. Po prostu czasem mógłbyś się bardziej otworzyć przed swoimi podopiecznymi.

- To jest relacja trener-klient. Nie zamierzam wychodzić poza tę sferę. Ciebie też to dotyczy.

- Luz. Tylko mówię.

- Chodź na bieżnię, musimy się rozgrzać. Dzisiaj mamy trening cardio - poklepał mnie po plecach i ruszyliśmy.

***

Z każdym kolejnym klaśnięciem dłoni coraz bardziej traciłem dech w piersiach. W przeciwieństwie do Damiana, który wydawał się nabierać coraz więcej energii. Pewnie wysysał ją ze mnie i z okolicznych pakerów.

- ...i pięćdziesiąt. Wooh! A ty co taki ledwo żywy? Przedtreningówki nie wziąłeś?

- Wziąłem, ale... - zrobiłem przerwę na kilka oddechów - ... kurwa, dzisiaj dajesz mi ostro popalić.

- Wjebałem dzisiaj podwójną cytrulinkę. Temu tak napierdalam.

- Świetnie, tylko pomyśl o swoim podopiecznym.

- Dzisiaj myślę dwa razy mocniej. Dlatego daję Ci taki wycisk. Pora na plank.

Przyjęliśmy odpowiednią pozycję, unieśliśmy biodra i zaczęliśmy katusze. Przynajmniej ja, bo widać było, że Damianowi sprawiało to wielką satysfakcję.

Ten przedłużający się o każdą sekundę ból, przeszywający jego napuchnięte muskuły. Te wielkie krople ciężkiego potu ochładzające jego nagrzane ciało.

Ta kurewska żądza zwycięstwa na jego twarzy.

Niebieska, spocona, przepełniona toną męskich feromonów koszulka przylegała do niego jakby była jego skórą.

Upadłem ciężko na podłogę. Damian podał mi rękę. Kiedy byłem już na nogach, jeden z trenerów, wielki łysol z obleśnymi tribalami na ramionach, przeszedł obok nas i skierował się do składzika. Przez ten cały czas Damian nie spuszczał go ze wzroku. W jego błyszczących oczach zauważyłem ekscytującą chęć dominacji i władzy nad tym kolosem oraz coś jeszcze.

Coś, co mnie zaniepokoiło.

Gniew.

Znowu. Po raz kolejny buzowały w nim te terroryzujące emocje i plądrowały jego układ nerwowy niczym rzezimieszki mieszkania staruszek.

Z kim ja miałem do czynienia? Moja ciekawska i cyniczna natura dała mi szybko odpowiedź.

- Co się tak na niego gapisz? Podoba Ci się? - palnąłem z uśmieszkiem.

Odwrócił głowę w moim kierunku. Jego twarz zaczęła czerwienieć, a oddech przyspieszać. Podszedł do mnie złapał mnie za mokry T-shirt i uniósł.

- Co ty, kurwa, powiedziałeś?

Zacząłem dygotać i pocić się, ze stresu. Wbijał we mnie wzrok niczym sokół w swą ofiarę. Czułem ciężar jego spojrzenia na całym swoim ciele i miałem wrażenie, że głębia tych oczu pochłonie mnie na zawsze.

Łysol wyszedł ze składzika.

- Ej, co robisz? - krzyknął.

Inni koksiarze i trenerzy zaczęli się na nas gapić i szeptać między sobą. Jednak nikt do nas nie podchodził. W końcu łysol ruszył zdecydowanym krokiem.

Ale nim doszedł, Damian mrugnął oczami, zreflektował się i postawił mnie na ziemi. Oddech zaczął słabnąć, krew odpływać, a ogień emocji gasnąć. Poprawił moją koszulkę i klepnął mnie w ramiona.

- Na dziś koniec treningu. I pamiętaj! Nigdy więcej nie nazywaj mnie pedałem!

Jego palec sterczał na wprost mojej twarzy. Jak gdyby chciał mi go wcisnąć między oczy.

Odszedł.

Wszyscy stali zdziwieni przez chwilę, po czym zaczęli wracać do swoich czynności. Ja sterczałem w miejscu jeszcze przez dobre kilkanaście minut próbując zebrać porozrzucane myśli do kupy.

***

Ciepłe powietrze suszarki osuszało moje rozgrzane ciało z chlorowanej wody oraz zdmuchiwało resztki zdenerwowania.

Wszyscy już zdążyli opuścić siłownię. Spojrzałem na ekran telefonu. Za trzy dwudziesta trzecia. Szybkim ruchem otarłem się ręcznikiem, założyłem ubrania i zebrałem się do wyjścia.

Nagle usłyszałem jakieś znajome dźwięki.

Sapanie, jęczęnie, warczenie, chlastanie, pluskanie. Cała kompozycja pełna rozkosznych, sensualnych nut.

Moje prącie się podniosło i zaczęło domagać otwarcia rozporka.

Podążyłem za tym pociągającym utworem.

Z każdym krokiem byłem coraz bliżej tych ekscytujących odgłosów.

Zdałem sobie sprawę, że dobiegają ze składzika. Skierowałem się w jego stronę. Drzwi były uchylone. Przechyliłem nieco głowę i zobaczyłem ich w odbiciu lustra.

Damian bezdusznie jebał łysego trenera. Kucał nad nim i wbijał niemiłosiernie swój drągal.

Kutas, którym penetrował pakera, był horrendalnie wielki, godny rozmiarów byczego trenera. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego potwora. Był tak duży, że pewnie ważył jedną czwartą całkowitej wagi Damiana.

Pakował go w jędrne dupsko bez żadnych ograniczeń. Kutas znikał w czeluści odbytu, by zaraz potem się z niej wynurzyć. Posuwał go celująco płynnie i harmonijnie, a magmowaty śluz spływał hektolitrami po ogromnych owłosionych jajach i udach łysola. Jednak jego jaja nie mogły się równać tytanicznym jajom mojego trenera.

Przy każdym dojebaniu dorodne arbuzy miażdżyły delikatne morele.

Właściciel tribali wił się z bólu i rozkoszy rozślizgując się na śluzie i pocie. Nie mógł wykonać żadnego ruchu. Jego ręce były związane skakanką, a gęba zakneblowana bokserkami Damiana noszonymi przez cały dzień.

A na twarzy mojego trenera widziałem wszystkie te emocje, które ujrzałem kiedy patrzył na swojego nowego podopiecznego. I kiedy patrzył na łysola, gdy szedł do składzika. I kiedy patrzył na mnie trzymając mnie w powietrzu.

Mój fiut opadł. Te negatywne emocje bijące od Damiana były zbyt ciężkie. Sprzeczne z wszystkimi możliwymi prawami.

Po chwili zaczął rżnąć go coraz mocniej i pojękiwać z rozkoszy.

Czułem, że zbliża się kulminacyjny moment.

Wyjął kutasa, wziął łysola i z całej siły przewrócił go na plecy. Klęknął nad nim, rozewarł lewą dłonią jego zęby, a prawą zaczął namiętnie trzepać swoje berło.

Po chwili zlał się tęgim strumieniem gęstej spermy wprost do jego ryja, wypełniając go po brzegi. Ten krztusząc się i dławiąc pochłonął z apetytem słodki miód.

Kiedy krew z prącia zaczęła odpływać, Damian wstał i zaczął odlewać się na trenera wartkim żółtym strumieniem ciepłego moczu. Sikał po całym ciele, dbając o to, aby zaznaczyć każdy, nawet najmniejszy skrawek swojego terytorium.

Wylał z siebie wszystkie spożyte w ciągu dnia izotoniki, splunął mu w twarz i wychodząc rzekł:

- Widzimy się, kurwa, we wtorek. Wyczyść dupę porządnie, nie tak jak dzisiaj.

Odwróciłem się i cicho zacząłem wychodzić, aby mnie nie zauważył.

- Ej, kto tam jest?! - rzucił.

Zauważył mnie. Zacząłem biec do wyjścia.

- Krzysiek? - zerwał się do biegu.

Z impetem przypieprzyłem w drzwi wyjściowe. Zauważyłem autobus na przystanku. Kierowca miał już odjeżdżać. Błagałem los, aby tego nie robił.

- Zaczekaj! - usłyszałem za sobą.

Już czułem twardość przycisku do otwierania drzwi na koniuszkach palców. Dzieliły mnie od niego dosłownie centymetry.

Gruchnąłem o drzwi. Czułem jak osuwam się po szybie. Wszystko dookoła zaczęło ciemnieć.

***

Obudził mnie brzęk tłukących się naczyń. Zreflektowałem się, że jestem w obcym miejscu i leżę na dużym łóżku. Ogień palących się świec dawał przyjemną poświatę.

Spojrzałem w lewo. Na ścianie było pełno obrazów nagich kulturystów dumnie prężących swe mięśnie. Wydawało mi się, że zaraz pękną ramy od tego napinania.

Spojrzałem w prawo. Do pomieszczania wlewało się żółte światło z otwartych drzwi. Wstałem i udałem się w jego stronę.

Ujrzałem Damiana przy blacie kuchennym.

Trening, łysol, ucieszka, autobus, ciemność.

W mig przypomniałem sobie wszystko co się wczoraj wydarzyło.

Cofnąłem się i trąciłem drzwi. Zesztywniałem.

Odwrócił się. Popatrzył na mnie, lecz tym razem jego spojrzenie było ciepłe. Podszedł do mnie. Złapał mnie za rękę.

- Chodź, porozmawiajmy.

Usiedliśmy przy drewnianym stoliku.

- Co się wczoraj stało? - zapytałem nerwowo.

- To... to co wczoraj zobaczyłeś, to... To nie wpływa na naszą relację.

- Jak to nie?! Pieprzyłeś tego łysola i ja to wszystko widziałem! Cały czas mam ten obraz przed oczami.

- Błagam Cię! Nikomu nie mów.

Spojrzałem mu w oczy. Gdzieś tam na samym dnie jego osobowości dostrzegłem emocję, której nigdy u niego nie widziałem.

Strach.

- Słuchaj. To moja sprawa co robię poza pracą.

- Szkoda tylko, że nie robisz tego również poza miejscem pracy!

Uderzył pięścią w stół. Wzdrygnąłem się. Uniósł twarz do sufitu i zaczął się drzeć.

Strach ustąpił miejsca wściekłości.

Nie pozwolę na takie zachowanie, pomyślałem. Wstałem.

- Kim ty, do kurwy nędzy, jesteś!?

- Gwałcicielem!!!

Patrzyłem na niego zdezorientowany. Czekałem.

- Kiedy byłem małym chłopcem... - zaczął. Ale nie skończył. Zobaczyłem jak łza spływa mu po policzku, potem kolejna. I następna.

- No śmiało, wyrzuć to z siebie! - zachęcałem.

- Kiedy byłem małym chłopcem, byłem molestowany przez ojca.

Zdębiałem.

- Ja pierdolę - wymsknęło mi się. Przyłożyłem dłoń do ust.

- Praktycznie codziennie. Przychodził wieczorami do mojego pokoju, kiedy matki nie było w domu. A o tej porze zwykle jej nie było, bo pracowała do późnych godzin. Kładł się obok mnie i... - zaszlochał... i głaskał mnie po głowie, całował, dotykał ręką tam na dole.

Patrzyłem jak Damian rozpada się na kawałki. Nie mogłem uwierzyć, że w ciągu chwili człowiek z tak pewnego siebie maczo może zamienić się w kruchą, bezbronną istotę.

- Mówił, że każdy chłopiec przez to przechodzi. Mówił, że tylko tak mogę się stać mężczyzną. Ale nigdy mi nie oświadczył, że nie mogę nikomu powiedzieć co mi robi. Wystarczyło, że patrzył na mnie tym wstrętnym spojrzeniem. To był jasny komunikat. Zaczęło się to kiedy miałem trzy lata. Skończyło jakieś dwa miesiące przed moimi dziesiątymi urodzinami. Ojciec zginął w wypadku samochodowym.

Podszedł do okna. Zdążył już opanować nerwy.

- Powiedziałeś o tym komuś?

- Ty jesteś pierwszy - przerwał na chwilę. Wrócił do historii. - W ogóle wtedy nie wiedziałem, że to coś złego. Co więcej, cholernie boleśnie przeżyłem jego śmierć. Dopiero kilka lat później, przypadkiem obejrzałem jakiś dokument w telewizji. I wtedy zacząłem sobie wszystko uświadamiać. Zaczęło się od poczucia wstydu, winy, myśli samobójczych. Moje czasy nastoletnie były koszmarem. A najgorsze były relacje z innymi chłopakami. Strasznie się ich bałem. Było to dla mnie ogromnym problemem. I wtedy postanowiłem sobie, że zawsze będę silny, że nie dam się żadnemu omamić. Zaczęło się od pogardy, potem złości. To przerodzilo się w agresję słowną. W ostatnim roku liceum wdawałem się w różne bójki i konflikty. Lecz kiedy poszedłem na studia nie miałem już żadnych skrupułów. Wtedy zacząłem mieć pierwsze kontakty seksualne. Zawsze dominowałem. Biłem ich, podduszałem, gryzłem i traktowałem jak gówno. Spotykałem się tylko z takimi, którym się to podobało. A kiedy podobało się im, to podobało się i mi. I chciałem więcej. Zacząłem chodzić na siłownię. Patrzyłem jak z tygodnia na tydzień moje mięśnie rosną. Zacząłem się spotykać z musularnymi facetami. Jarała mnie dominacja tych koksów. Mogłem wtedy odreagować. Ale po pewnym czasie znowu czułem niedosyt.

- I zacząłeś...

- Było ciemno. Wracałem z siłowni późno w nocy. Podszedł wtedy do mnie jakiś typek. Chciał żebym mu na piwo pożyczył. Odmówiłem. Wtedy zaczął mnie wyzywać i podskakiwać. Wściekłem się jak nigdy. Pobiłem go, zaciągnąłem do krzaków i zgwałciłem. Błagał abym przestał, ale nie słuchałem go. Było odwrotnie. Im bardziej prosił, tym mocniej go rżnąłem. Ale kiedy zaczął mówić rozpoznałem go. To był jeden z osiedlowych drecholi. Po wszystkim zostawiłem go i dojechałem. Ale wróciłem.

- Gdzie?

- Do niego. Po około piętnastu minutach. Po tym wszystkim nie mógł się oddalić tak szybko. Kiedy mnie zobaczył zaczął uciekać. Ale dogonilem go. Zaciągnąłem do samochodu i kazałem mu mnie słuchać. Zaproponowałem mu pracę na siłowni. To były czasy kiedy ta melina dopiero zaczynała być silownią. A koleś był napakowany jak to na dresa przystało. Znałem jego rodziców, byli biedni. Wiedziałem, że się zgodzi w takiej sytuacji. Zagroziłem, że wygadam jego ziomkom, że jest pedałem, i że się z nim ruchałem. Ja miałem w dupie co pomyślą, ale on byłby skończony.

Smutek ustąpił, wróciła pewność siebie i wsciekłość.

- Kto to był?

- Ten łysol, którego dzisiaj jebałem.

- A reszta trenerów? Ktoś coś podejrzewa?

- Ich również gwałcę. To są kumple łysego. Tacy sami debile jak on. Przecież nawet oni nie potrafią się podpisać. Stwierdziłem, że trzeba zatrudnić trenerów, aby rozkręcić tę siłownię. Kazałem mu przyprowadzić swoich kumpli. Jest ich tu łącznie siedmiu. Z każdym powtórzyłem cały schemat.

- Jesteś chory! Lecz się! - wykrzyczałem.

- Wiem o tym, że jestem pojebany. Ale nie umiem inaczej.

Patrzyłem na niego pełen pogardy i obrzydzenia. Odwróciłem się i zacząłem szukać wyjścia.

- Dokąd to.

- Chce stąd wyjść.

- Ej, kurwa, uspokój się.

- Gdzie tu jest wyjście?

- Kurwa mać, Krzysiek nie Ci nie zrobię.

- Nie dotykaj mnie, bydlaku!

- Krzysiek!!! - potrząsnał mną. - Nic Ci nie zrobię!

Zbliżył usta do moich i oddał mi soczysty pocałunek. Odwzajemniłem go z niechęcią. Zaczęliśmy się obdarzać czułościami. Dotykałem tych wszystkich mięśni, których tak bardzo chciałem skosztować każdego treningu. Tych zbitych w jedną perfekcyjną całość muskułów. Drżałem. Lecz jeszcze kilka godzin temu robiłbym to z zachwytu, a teraz robię to z przerażenia. Dlaczego więc to robię?

Nagle odtrącił mnie. Nie wiedziałem co się dzieje. Patrzył na mnie. Widziałem, że próbuje odczytać moje myśli. Nie miałem pojęcia, co się za chwilę wydarzy.

Podszedł do szuflady, otworzył ją i wyjął długi jak jego członek nóż. Przejechał ostrzem po dłoni. Zohydziłem się. Jego palce zaczęły krwawić.

Moje gały się wytrzeszczyły. Nogi zaczęły mi się trząść. Nigdy bym nie przypuszczał, że bliska mi osoba stanie się w ciągu chwili moim wrogiem.

- Nie jestem pewien, czy nikomu nie powiesz.

Zaczął iść w moim kierunku stanowczym krokiem. Miałem wrażenie, że powiększył się dwukrotnie. Wybiegłem z kuchni. Znalazłem drzwi wyjściowe. Szarpnąłem za klamkę. Były zamknięte.

- Pomocy!!!

Wbiegłem do pokoju. Skoczyłem przez łóżko. On zdążył już do niego wejść, był po drugiej stronie. Wziąłem w dłoń płonącą świecę i cisnąłem jak rakietą. Trafiłem go w twarz. Wrzasnął z bólu. Schował twarz w dłoniach i upadł na podłogę. Zacząłem biec ponownie do drzwi wyjściowych. Zauważyłem klucz na szafce. Oby tylko był to ten właściwy, pomyślałem. Wziąłem go. Dobiegłem do drzwi. Ręce trzęsły mi się, nie mogłem trafić do dziurki. Ale jakimś sposobem udało mi się go tam wsadzić. Lecz nie chciał się dopchać do końca. Zacząłem łkać z niemocy. Udało się. Poczułem ulgę kiedy usłyszałem szczęk otwieranego zamka. Otworzyłem drzwi. Nacisnąłem klamkę i poczułem uderzenie jego cielska. Upadliśmy na podłogę. Jego ciężar mnie zniewolił. Szarpałem się, ale nie mogłem nic zrobić. Piekielny żar jego oczu rozlał się po mojej twarzy. W myślach odliczałem sekundy, które zostały do końca mojego żywota.

- To nie musi się tak skończyć - wydukałem.

- Nie mam wyjścia.

Lewą ręką dusił mnie. W prawej trzymał prawdopodobnie narzędzie przyszłej zbrodni. Podniósł rękę. Wykonał prosty ruch wprost do mojej szyi. Czas spowolniał. Resztkami sił podniosłem lewą rękę i skierowałem ją pod ostrze noża. Milimetry dzieliły mnie od niego. Moje życie zależało tylko od mojego refleksu.

Szyderczy ból przeszył kolejno moją skórę, mięśnie i kości. Gorąca krew bryznęła na moją twarz. Widziałem po drugiej stronie ostrze, które chciało dostać się do mojej krtani. Całą siłę ucisku Damiana utrzymywała ta przebita, krwawiąca dłoń.

Wtedy w ciągu milisekduny poczułem przypływ niewyobrażalnej siły. Jak gdyby jakiś anioł stróż stał nade mną i całą swoją miłością obdarzył me serce.

Odsunąłem dłoń znad twarzy i razem z nożem wbiła się w podłogę. Damian zaczął wiercić nożem, a ja ryczałem w niebogłosy. Twarz miałem mokrą od łez a ciało od potu. Jego głowa była tuż nad moją ręką. I wtedy poczułem kolejny przypływ energii. Wychyliłem się i przegryzłem mu ucho. Poczułem w ustach smak woskowiny, skóry, chrząstek i krwi. Puścił nóż. Ochłonęła mnie wyczekiwana ulga.

Damian leżał obok mnie i zwijał się z bólu.

- Ty kurwo!

Broń błyszczała w moim śródręczu. Wziąłem ją i z werwą wyjąłem po raz kolejny przeżywając przerażające cierpienie.

Zaczął się podnosić. Nie mogłem się dłużej zastanawiać. Obróciłem się w lewo i zamachując ręką wbiłem nóż w jego łydkę. Momentalnie upadł.

Wstałem.

Złapał mnie za nogę. Znowu upadłem. Kopnąłem go mocno drugą nogą w głowę.
Nie puszczał. Zaczął mnie przyciągać do siebie. To był właśnie ten moment. Zbliżał się wielkimi, głośnymi krokami.

Kiedy połowa mojego ciała była pod ciałem Damiana wbiłem nóż prosto w jego czaszkę. Czułem pod skórą miąższ jego mózgu.
Puściłem i patrzyłem jak umiera rzygając krwią. Patrzyłem jak uchodzi z niego życie. Patrzyłem jak skumulowany przez lata wewnętrzny ból z niego uchodzi.

Teraz widziałem, że tego pragnął.

Upadł. Odszedł.

Położyłem głowę na podłodze.

Nastała czerń.


Autor El Toro. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie, przedruk i publikacja w jakiejkolwiek 
formie (również elektronicznej) do celów komercyjnych i prywatnych, bez zgody autora bloga, zabronione.

Komentarze

  1. Strasznie niepokojące. Przerażająca historia. Bałbym się spotkać nie tylko Damiana, ale też autora tej opowieści (bez obrazy).
    Dodam, ze bardzo dobrze napisane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Ja raczej łagodny jestem. Nie odgryzam całej ręki, tylko z czułością obgryzam paluszki. :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Zajebisty opis , czekam na kolejne opowiadania ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze sie czyta, fajny wątek.. choc osobiscie w zakończeniu czegos mi brakuje.
    Czekam zatem na nastepne opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie fajne, niezły klimat (siła, mięśnie, przemoc, dominacja itd.), ale zakończenie... Dość jednoznaczne, nie dające wyjścia na kolejną część.
    Osobiście widziałbym bardziej coś w stylu ostrego, wielokrotnego gwałtu i próby łamania kolesia do totalnej uległości. Może coś w stylu pozbawienia wolności, przetrzymywania lub bardziej psychologicznie, choć z dodatkiem siły fizycznej.
    Tak czy siak - fajnie się czytało, czekam na kolejne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć. Dzięki.

      Co do zakończenia. Takie było moje założenie. Opowiadanie jednorozdziałowe bez kontynuacji.

      Dzięki także za opinię. Z pewnością przemyślę Twoje sugestie na opowiadania.

      Pozdrawiam Cię serdecznie.

      Usuń

Prześlij komentarz